środa, 23 stycznia 2013

BĘC!

Znowu... Michał spadł z łóżka, 40 cm wysokości na parkiet. Nie będę się rozpisywać o okolicznościach i winie. Co się stało, to się nie odstanie. Jak się jedna osoba zajmuje dzieckiem, to wie, ze musi na wszystko zwracać uwagę, gdy już jest więcej osób, to robi się zamieszanie.
Michał leżał na lewym boczku i bardzo płakał. Na rękach i ze smoczkiem po chwili sie uspokoił. Nie miał siniaka, guza czy otwartej rany. Zadzwoniłam do pediatry po radę, pierwsze co powiedziała, to żeby nie jechać do szpitala, bo wirusów zatrzęsienie, a dzieci leżą już nawet na korytarzu.
Poprzednim razem upadł nam z tego samego łóżka i wtedy od razu dzwoniłam po karetkę. Miał usg głowy i brzucha. Tym razem musiałam sama obserwować.
Istotne było, żeby:
- nie wymiotował po jedzeniu
- nie spał dużo dłuzej niż normalnie
- nie przyjmował pozycji embrionalnej
- nie miał nigdzie siniaka czy guza
- nie marudził
- był kontaktowy i uśmiechnięty.
To było najważniejsze przez pierwsze 12 godzin, ewentualne objawy wskazywałyby na wstrząśnienie mózgu.
Do tego w ciągu 24 godzin musiałam obserwować, czy:
- pojawia się oczopląs
- wzrasta temperatura
- przy karmieniu przekręca język na jedną stronę
- śpi spokojnie, daje się wybudzać
Takie objawy świadczyłyby o krwiaku narastającym.

Mineło 26 godzin, Michał nie ma siniaków, jest pogodny, pseudoraczkuje, uprawia taniec brzucha, zjada normalnie, spał spokojnie. Mam nadzieję, że obyło się powikłań.

Jedno jest pewne, dziecka pilnować trzeba i nawet jak jest pod czyjąś opieką, to muszę też sama go kontrolować, jakby nikogo więcej nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz