wtorek, 24 września 2013

Termometr uszny vs skroniowy

Termometr to taka straszna rzecz, któa nigdy nie działa prawidłowo. Kiedyś świat korzystał z termometrów rtęciowych i wszyscy byli szczęśliwi.
Od pcozątku uważałam, że dobry termometr to podstawa. Zainwestowałam niemałe pieniądze w termometr uszny TermIt. Miał mierzyć temperaturę w uchu, a dodatkowo powietrza, cieczy etc. Byłam zachwycona aż miesiąc... Potem nagle nikt z domowników nie miał wyższej temperatury niż 34,5 :) Reklamacja została uznana i dostałam nowy egzemplarz, niestety po jakimś czasie domownicy mieli tak niską tempraturę, że nawet nie chciał jej pokazywać tylko pojawiał się alert LOW. LOL.
Pieniądzę utopionie. Trudno.
Zrobiłam drugie podejście. Kupiłam termometr, którego zawsze używali w szpitalu. ThermoFlash LX-26 skroniowy plus te same gadżety. No i działa. Tylko coś znowu jest nie tak.
Michał teraz podczas choroby ma podwyższoną temperaturę, co czuję i bez termometru, ale coś nie gra. Na skroni ma ciągle 37,7 lub 38,2 co raczej nie zwiastuje nic dobrego. Za to na czole ma 36,6 lub 36,8. No to jest chory czy nie?? Jak dotykam mu główki, to sama czuję że czoło jest zimne a skronie cieplejsze, tylko czym mam sie w takim razie sugerować? Sama już nie wiem...

Koniec rehabilitacji i wredny wirus

Po ponad 3 miesiącach bez naszego Pana Adama Rehabilitanta w końcu zaprosiliśmy go do nas na wizytę. Po 10 minutach obserwacji Michała stwierdził, że już jest niepotrzebny i dalsza rehabilitacja jest zbędna! Po równo roku ćwiczeń osiągneliśmy niewyobrażalny sukces! Jestem dumna z tego Małego Brzdąca :)

Niestety 2 dni później przypałętał się wredny wirus. Michał miał po raz pierwszy katar i temperaturę. Na szczęście obyło się bez antybiotyku, tylko Neosine i inhalacje z gentamycyny (choć to antybiotyk, to powiedzmy, że nie przeraża mnie aż tak).

 

wtorek, 3 września 2013

Pierwszy krok

Lipiec i sierpień spędziliśmy na działce. Michał, który wcześniej owocom mówił stanowcze NIE, nagle pokochał wszystko co można zerwać z krzaka. Borówki, maliny, poziomki były mniam mniam. Jeżyny, choć wykrzywiał buzie też były mniam mniam.

Na początku sierpnia Michał zaczął puszczać się barierek i stawiał pierwsze kroki. Początkowo tylko kilka i dość niepewnie, tym bardziej że raczkował z prędkością światła. Po 2-3 tygodniach dostał pierwsze buty, które pokochał bezgraniczną miłością i śmiga jak Struś Pędziwiatr.