poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Gronkowiec, candida, gronkowiec, candida....

W sobotę, gdy już mogłam wyjść do domu, dostałam go na ręce. Kangurowałam go chyba kwadrans. Pamiętam, że był taki spokojny. Maleńki. Małżowinę uszną miał wielkości paznokcia małego palca. I miał tak dużo włosów!!

Gdy uporaliśmy się z wysypką i myśleliśmy, że teraz już powinno być dobrze, to jego parametry życiowe pogarszały się. Michał nadal dostawał całą serię antybiotyków, a mimo to CRP rosło. Pobrano krew na posiew, ale znowu na wyniki trzeba czekać. Trafiliśmy na parszywe laboratorium. Jednego dnia w posiewie widzieli gronkowca, więc dostal antybiotyk na gronkowca, dzień później już się wycofali i widzieli candida albicans. Czyli ich wczorajsza diagnoza tylko sprawiła pogorszenie stanu. CRP wzrastało i nie było się co dziwić - dziecko miało grzyba we krwi, ktory jeszcze byl karmiony antybiotykiem. Odstawiono antybiotyki i wprowadzono bardzo drogi lek przeciwgrzybiczy AmbiZone - CRP spadało. Kolejnego dnia laboratorium dzwoni, że to jednak gronkowiec! Znów włączono antybiotyki i stan się pogorszył! CRP osiągnęło poziom 150. Teraz już niezależnie od poszlakowych opinii laboratorium wprowadzono 14-dniową kurację AmbiZonem i dobrze, bo ostatecznie labo potwierdził candide albicans.
Ostateczna diagnoza - posocznica grzybicza. Z racji, że nikt w rodzinie nie zna się na medycynie, to nikt jakoś strasznie nie panikował z tego powodu, dopóki nie dowiedzieliśmy się, że posocznica to sepsa. Nawet w głowie laika, gdy słyszy o takiej chorobie kłębią się najgorsze myśli. Najbardziej mnie dziwiło, że nikt nie pytał czy on w ogóle przeżyje, tak jakby to było oczywiste. Ja wiedziałam, że jest to choroba śmiertelna i nie mogłam się uporać z myślą, nie czy on wyzdrowieje, tylko czy będzie żył.

W trakcie choroby miał również pobierany płyn rdzeniowo-mózgowy, by wykluczyć, że nie ma candidy. Na szczęście był jałowy, ale tutaj też mieliśmy przejścia. Lekarze pobierali płyn 3 raz w ciągu kilku dni, bo pierwszą próbkę zanieczyścili krwią, druga już była prawidłowa, a trzeba pobrana dla pewności. Ile to dziecko się wycierpiało!! Pobranie płynu rdzeniowo-móżgowego dorosłemu człowiekowi jest traumatycznym przeżyciem, ból nie do opisania (ponoć), więc co czuje takie malutkie dziecko, szczególnie gdy ma taki zabieg kilka razy pod rząd??

Jak miał 2 tygodnie ważył 1810 gram.


Michał dostawał dużo leków ototoksycznych, które mają wpływ na słuch i wzrok dziecka, poziom zniszczenia wątroby, trzustki i mnóstwo innych powikłań...

Najczęściej leki podawane są do żyły przez wenflon, a Michał miał je podawane przez tzw. drogę centralną, czyli mikrocienką rurkę przechodzącą w żyle od nadgarstka do serca (zatrzymywała się kilka centymetrów przed serduszkiem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz